Każdego dnia poruszam się ponad światami, obserwując wszystkie rzeczy stworzone Moją ręką. Nad niebiosami jest Moje miejsce odpoczynku, a pod nimi jest ziemia, po której się poruszam. Panuję nad wszystkim, co istnieje, kontroluję wszystko między wszystkimi rzeczami, powodując, że wszystko, co istnieje, podąża drogą natury i podporządkowuje się rozkazom natury. Ponieważ gardzę tymi, którzy są nieposłuszni i czuję wstręt do tych, którzy Mi się sprzeciwiają i nie zachowują miejsca w szeregu, sprawię, że wszystko podporządkuje się bez oporu Moim zarządzeniom, wszystko we wszechświecie będzie uporządkowane. Kto jeszcze ośmiela się Mi sprzeciwiać, jeśli tak mu się podoba? Kto ośmiela się nie stosować do zarządzeń Mojej ręki? Jak człowiek mógłby mieć jakikolwiek „interes” w buntowaniu się przeciwko Mnie? Sprowadzę ludzi przed ich „przodków”, sprawię, że ich przodkowie doprowadzą ich z powrotem do swoich rodzin, a oni nie będą mogli się zbuntować przeciwko swoim przodkom i wrócić na Moją stronę. Taki jest Mój plan. Dzisiaj Mój Duch porusza się po ziemi, przypisując numery wszystkim rodzajom ludzi, pozostawiając różne znaki na każdego rodzaju osobie, tak aby ich przodkowie mogli z powodzeniem zaprowadzić ich z powrotem do ich rodzin i nie muszę dalej „martwić się” o nich, co jest zbyt uciążliwe; dlatego też dzielę pracę i rozdzielam wysiłki. To jest część Mojego planu i żaden człowiek nie może go zakłócić. Będę wybierał odpowiednich przedstawicieli ze wszystkiego, co istnieje, do zarządzania wszystkimi sprawami, doprowadzając do uporządkowanego podporządkowania wszystkiego przede Mną. Często wędruję nad niebiosami i często chodzę pod nimi. Obserwując wielki świat, w którym ludzie przychodzą i odchodzą, obserwując ludzkość, gęsto upakowaną na ziemi i widząc ptaki i zwierzęta, które żyją na tej planecie, wzruszam się w Moim sercu. Ponieważ w czasie stworzenia uczyniłem wszystko, a całość wszystkiego wykonuje swoje obowiązki na swoim miejscu według Moich ustaleń, śmieję się z wysokości, a kiedy wszystkie rzeczy pod niebiosami słyszą odgłos Mojego śmiechu, natychmiast stają się natchnione, bo w tej chwili Moje wielkie przedsięwzięcie zostaje ukończone. Daję człowiekowi mądrość nieba, powodując, że reprezentuje Mnie między wszystkimi rzeczami, ponieważ stworzyłem człowieka, aby był Moim przedstawicielem, który nie przeciwstawia Mi się, lecz chwali Mnie w głębi swego serca. A kto jest w stanie osiągnąć te proste słowa? Dlaczego człowiek zawsze zachowuje swoje serce dla siebie? Czy jego serce nie jest dla Mnie? Nie chodzi o to, że proszę o coś człowieka bezwarunkowo, ale o to, że zawsze należał do Mnie. Jak mogę od niechcenia rozdawać innym to, co należy do Mnie? Jak mogę oddać „ubranie”, które zrobiłem, aby ktoś inny je nosił? W oczach ludzi jest tak, jakbym stracił umysł, cierpiąc na chorobę psychiczną i nie rozumiał nic z ludzkich dróg, jakbym był imbecylem. Tak więc ludzie zawsze patrzą na Mnie jak na naiwnego, ale nigdy prawdziwie Mnie nie kochają. Ponieważ wszystko, co robi człowiek, jest po to, aby celowo Mnie oszukać, w ataku gniewu eliminuję całą ludzkość. Spośród wszystkiego, co stworzyłem, tylko ludzkość zawsze stara się wymyślić sposoby, aby mnie oszukać, i właśnie z tego powodu mówię, że człowiek jest „władcą” wszystkich rzeczy.
Dziś wrzucam wszystkich ludzi do „wielkiego pieca”, aby zostali oczyszczeni. Stoję wysoko, obserwując, jak ludzie palą się w ogniu i, zmuszeni płomieniami, wydobywają z siebie fakty. Jest to jeden ze środków, którego używam do działania. Gdyby tak nie było, ludzie wyznawaliby, że są „pokorni” i nikt nie chciałby być pierwszym, który otworzy usta, aby mówić o swoich własnych doświadczeniach, a wszyscy patrzyliby tylko po sobie. To jest właśnie krystalizacja Mojej mądrości, ponieważ z góry przed wiekami ustaliłem sprawy dnia dzisiejszego. W ten sposób ludzie nieświadomie wchodzą do pieca, tak jakby prowadziła ich tam lina, tak jakby odrętwieli. Nikt nie może uciec przed atakiem płomieni, „atakują” się nawzajem, „uwijają się z radością”, przejmując się swoim losem w piecu, bardzo bojąc się, że poniosą śmierć w płomieniach. Kiedy podsycam ogień, natychmiast rośnie, wzbijając się w niebo, a płomienie często liżą Moje szaty, jakby próbowały wciągnąć je do pieca. Ludzie patrzą na Mnie szeroko otwartymi oczami. Od razu podążam za ogniem do pieca, a w tej chwili płomienie stają się coraz większe, a ludzie krzyczą. Wędruję wśród blasku. Płomienie są obfite, ale nie mają zamiaru Mnie skrzywdzić, a Ja ponownie przekazuję szaty na Moim ciele płomieniom – jednak one zachowują dystans do Mnie. Dopiero wtedy ludzie wyraźnie widzą Moją prawdziwą twarz w świetle płomieni. Ponieważ są w skwarze pieca, uciekają we wszystkich kierunkach z powodu Mojego oblicza, a piec natychmiast zaczyna się „gotować”. Wszyscy, którzy są w ogniu, widzą Syna Człowieczego oczyszczonego w płomieniach. Chociaż ubrania na Jego ciele są zwyczajne, są one nadzwyczaj piękne; choć buty na Jego stopach są pospolite, wywołują wielką zazdrość; ognisty splendor promieniuje z Jego twarzy, Jego oczy błyszczą, i wydaje się, że to właśnie z powodu światła w Jego oczach ludzie wyraźnie widzą Jego prawdziwe oblicze. Ludzie są oszołomieni, i widzą białą szatę na Jego ciele, a włosy, białe jak wełna, opadają Mu na ramiona. Co ciekawe, złoty pas na Jego piersi świeci oślepiającym światłem, podczas gdy buty na Jego stopach są jeszcze bardziej imponujące. A ponieważ buty noszone przez Syna Człowieczego pozostają pośród ognia, ludzie wierzą, że są cudowne. Dopiero podczas paroksyzmów bólu ludzie widzą usta Syna Człowieczego. Chociaż są oczyszczani przez ogień, nie rozumieją żadnych słów płynących z ust Syna Człowieczego, zatem w tej chwili nie słyszą już przyjemnego głosu Syna Człowieczego, ale widzą ostry miecz wychodzący z Jego ust, a On już nie mówi, lecz Jego miecz rani człowieka. Oblężeni przez płomienie ludzie cierpią z powodu bólu. Ponieważ są ciekawi, nadal patrzą na niezwykły wygląd Syna Człowieczego i dopiero w tej chwili odkrywają, że z Jego ręki zniknęło siedem gwiazd. Ponieważ Syn Człowieczy jest w piecu, a nie na ziemi, zabrano siedem gwiazd z Jego ręki, bo są one tylko metaforą. W tej chwili już się o nich nie wspomina, ale przypisane są do różnych części Syna Człowieczego. We wspomnieniach ludzi istnienie siedmiu gwiazd przynosi dyskomfort. Dziś nie czynię już rzeczy trudnych dla człowieka, zabieram siedem gwiazd od Syna Człowieczego i łączę wszystkie części Syna Człowieczego w jedną całość. Dopiero w tej chwili człowiek widzi całą Moją postać. Ludzie już nie będą oddzielać Mojego Ducha od Mojego ciała, ponieważ wstąpiłem z ziemi na wysokość. Ludzie ujrzeli Moje prawdziwe oblicze, nie rozbijają już Mnie i nie znoszę już zniewag człowieka. Ponieważ wchodzę do wielkiego pieca wraz z człowiekiem, on nadal polega na Mnie, wyczuwa w swojej świadomości Moje istnienie. Tak więc wszystko, co jest czystym złotem, stopniowo gromadzi się przy Mnie pośród ognia, i to jest właśnie ten moment, kiedy każdy jest klasyfikowany według rodzaju. Klasyfikuję każdy rodzaj „metalu”, powodując, że wszyscy wracają do swoich rodzin i dopiero teraz zaczyna się odmładzanie wszystkiego…
To dlatego, że człowiek jest tak skażony, wrzucam go do pieca na spalenie. Jednak nie zostaje on zniszczony przez płomienie, lecz oczyszczony, bym mógł czerpać z niego przyjemność, bo to, czego chcę, to coś z czystego złota, bez zanieczyszczeń, a nie brudne, zanieczyszczone rzeczy. Ludzie nie rozumieją Mojego nastroju, więc przed wejściem na „stół operacyjny” są dręczeni niepokojem, jakbym po ich rozcięciu miał ich tam zamordować, gdy będą leżeć na stole operacyjnym. Rozumiem nastrój ludzi i dlatego wyglądam na członka rodzaju ludzkiego. Mam wielkie współczucie dla „nieszczęścia” człowieka i nie wiem, dlaczego człowiek „zachorował”. Gdyby był zdrowy, bez zniekształceń, jaka byłaby potrzeba, aby zapłacić cenę i spędzić czas na stole operacyjnym? Ale faktów nie można wycofać – kto powiedział człowiekowi, aby nie zwracał uwagi na „higienę żywności”? Kto powiedział mu, aby nie zwracał uwagi na zdrowie? Jakimi innymi środkami dziś dysponuję? Aby okazać Moje współczucie człowiekowi, wchodzę razem z nim na „salę operacyjną”, a kto Mi powiedział, żebym kochał człowieka? Zatem osobiście biorę „skalpel” i zaczynam „operować” człowieka, aby zapobiec wszelkim następstwom. Z powodu mojej lojalności wobec człowieka ludzie wylewają łzy pośród bólu, aby okazać Mi swoją wdzięczność. Ludzie wierzą, że cenię lojalność, że podam rękę, gdy Moi „przyjaciele” znajdą się w trudnej sytuacji. Ludzie są jeszcze bardziej wdzięczni za Moją dobroć i mówią, że wyślą Mi „dary”, gdy wyjdą z choroby – ale nie zwracam uwagi na wyraz ich twarzy, a zamiast tego skupiam się na zoperowaniu człowieka. Z powodu fizycznej słabości człowieka, pod wpływem działania skalpela zaciska on powieki i leży zszokowany na stole operacyjnym – jednak nie zwracam na to uwagi, po prostu nadal wykonuję pracę Moimi rękami. Po zakończeniu operacji ludzie wyrwali się ze „szczęk tygrysa”. Karmię ich bogatymi składnikami odżywczymi i choć oni o tym nie wiedzą, ich poziom składników odżywczych w ich wnętrzach stopniowo rośnie. Wtedy uśmiecham się do nich, a oni widzą Moje prawdziwe oblicze dopiero, gdy odzyskują zdrowie i dlatego bardziej Mnie kochają, przyjmują Mnie za swego ojca – i czyż nie jest to połączenie między niebem a ziemią?
4 maja 1992 r.
z księgi „Słowo ukazuje się w ciele”
Zalecenie: Rozdział 33
Dziś wrzucam wszystkich ludzi do „wielkiego pieca”, aby zostali oczyszczeni. Stoję wysoko, obserwując, jak ludzie palą się w ogniu i, zmuszeni płomieniami, wydobywają z siebie fakty. Jest to jeden ze środków, którego używam do działania. Gdyby tak nie było, ludzie wyznawaliby, że są „pokorni” i nikt nie chciałby być pierwszym, który otworzy usta, aby mówić o swoich własnych doświadczeniach, a wszyscy patrzyliby tylko po sobie. To jest właśnie krystalizacja Mojej mądrości, ponieważ z góry przed wiekami ustaliłem sprawy dnia dzisiejszego. W ten sposób ludzie nieświadomie wchodzą do pieca, tak jakby prowadziła ich tam lina, tak jakby odrętwieli. Nikt nie może uciec przed atakiem płomieni, „atakują” się nawzajem, „uwijają się z radością”, przejmując się swoim losem w piecu, bardzo bojąc się, że poniosą śmierć w płomieniach. Kiedy podsycam ogień, natychmiast rośnie, wzbijając się w niebo, a płomienie często liżą Moje szaty, jakby próbowały wciągnąć je do pieca. Ludzie patrzą na Mnie szeroko otwartymi oczami. Od razu podążam za ogniem do pieca, a w tej chwili płomienie stają się coraz większe, a ludzie krzyczą. Wędruję wśród blasku. Płomienie są obfite, ale nie mają zamiaru Mnie skrzywdzić, a Ja ponownie przekazuję szaty na Moim ciele płomieniom – jednak one zachowują dystans do Mnie. Dopiero wtedy ludzie wyraźnie widzą Moją prawdziwą twarz w świetle płomieni. Ponieważ są w skwarze pieca, uciekają we wszystkich kierunkach z powodu Mojego oblicza, a piec natychmiast zaczyna się „gotować”. Wszyscy, którzy są w ogniu, widzą Syna Człowieczego oczyszczonego w płomieniach. Chociaż ubrania na Jego ciele są zwyczajne, są one nadzwyczaj piękne; choć buty na Jego stopach są pospolite, wywołują wielką zazdrość; ognisty splendor promieniuje z Jego twarzy, Jego oczy błyszczą, i wydaje się, że to właśnie z powodu światła w Jego oczach ludzie wyraźnie widzą Jego prawdziwe oblicze. Ludzie są oszołomieni, i widzą białą szatę na Jego ciele, a włosy, białe jak wełna, opadają Mu na ramiona. Co ciekawe, złoty pas na Jego piersi świeci oślepiającym światłem, podczas gdy buty na Jego stopach są jeszcze bardziej imponujące. A ponieważ buty noszone przez Syna Człowieczego pozostają pośród ognia, ludzie wierzą, że są cudowne. Dopiero podczas paroksyzmów bólu ludzie widzą usta Syna Człowieczego. Chociaż są oczyszczani przez ogień, nie rozumieją żadnych słów płynących z ust Syna Człowieczego, zatem w tej chwili nie słyszą już przyjemnego głosu Syna Człowieczego, ale widzą ostry miecz wychodzący z Jego ust, a On już nie mówi, lecz Jego miecz rani człowieka. Oblężeni przez płomienie ludzie cierpią z powodu bólu. Ponieważ są ciekawi, nadal patrzą na niezwykły wygląd Syna Człowieczego i dopiero w tej chwili odkrywają, że z Jego ręki zniknęło siedem gwiazd. Ponieważ Syn Człowieczy jest w piecu, a nie na ziemi, zabrano siedem gwiazd z Jego ręki, bo są one tylko metaforą. W tej chwili już się o nich nie wspomina, ale przypisane są do różnych części Syna Człowieczego. We wspomnieniach ludzi istnienie siedmiu gwiazd przynosi dyskomfort. Dziś nie czynię już rzeczy trudnych dla człowieka, zabieram siedem gwiazd od Syna Człowieczego i łączę wszystkie części Syna Człowieczego w jedną całość. Dopiero w tej chwili człowiek widzi całą Moją postać. Ludzie już nie będą oddzielać Mojego Ducha od Mojego ciała, ponieważ wstąpiłem z ziemi na wysokość. Ludzie ujrzeli Moje prawdziwe oblicze, nie rozbijają już Mnie i nie znoszę już zniewag człowieka. Ponieważ wchodzę do wielkiego pieca wraz z człowiekiem, on nadal polega na Mnie, wyczuwa w swojej świadomości Moje istnienie. Tak więc wszystko, co jest czystym złotem, stopniowo gromadzi się przy Mnie pośród ognia, i to jest właśnie ten moment, kiedy każdy jest klasyfikowany według rodzaju. Klasyfikuję każdy rodzaj „metalu”, powodując, że wszyscy wracają do swoich rodzin i dopiero teraz zaczyna się odmładzanie wszystkiego…
To dlatego, że człowiek jest tak skażony, wrzucam go do pieca na spalenie. Jednak nie zostaje on zniszczony przez płomienie, lecz oczyszczony, bym mógł czerpać z niego przyjemność, bo to, czego chcę, to coś z czystego złota, bez zanieczyszczeń, a nie brudne, zanieczyszczone rzeczy. Ludzie nie rozumieją Mojego nastroju, więc przed wejściem na „stół operacyjny” są dręczeni niepokojem, jakbym po ich rozcięciu miał ich tam zamordować, gdy będą leżeć na stole operacyjnym. Rozumiem nastrój ludzi i dlatego wyglądam na członka rodzaju ludzkiego. Mam wielkie współczucie dla „nieszczęścia” człowieka i nie wiem, dlaczego człowiek „zachorował”. Gdyby był zdrowy, bez zniekształceń, jaka byłaby potrzeba, aby zapłacić cenę i spędzić czas na stole operacyjnym? Ale faktów nie można wycofać – kto powiedział człowiekowi, aby nie zwracał uwagi na „higienę żywności”? Kto powiedział mu, aby nie zwracał uwagi na zdrowie? Jakimi innymi środkami dziś dysponuję? Aby okazać Moje współczucie człowiekowi, wchodzę razem z nim na „salę operacyjną”, a kto Mi powiedział, żebym kochał człowieka? Zatem osobiście biorę „skalpel” i zaczynam „operować” człowieka, aby zapobiec wszelkim następstwom. Z powodu mojej lojalności wobec człowieka ludzie wylewają łzy pośród bólu, aby okazać Mi swoją wdzięczność. Ludzie wierzą, że cenię lojalność, że podam rękę, gdy Moi „przyjaciele” znajdą się w trudnej sytuacji. Ludzie są jeszcze bardziej wdzięczni za Moją dobroć i mówią, że wyślą Mi „dary”, gdy wyjdą z choroby – ale nie zwracam uwagi na wyraz ich twarzy, a zamiast tego skupiam się na zoperowaniu człowieka. Z powodu fizycznej słabości człowieka, pod wpływem działania skalpela zaciska on powieki i leży zszokowany na stole operacyjnym – jednak nie zwracam na to uwagi, po prostu nadal wykonuję pracę Moimi rękami. Po zakończeniu operacji ludzie wyrwali się ze „szczęk tygrysa”. Karmię ich bogatymi składnikami odżywczymi i choć oni o tym nie wiedzą, ich poziom składników odżywczych w ich wnętrzach stopniowo rośnie. Wtedy uśmiecham się do nich, a oni widzą Moje prawdziwe oblicze dopiero, gdy odzyskują zdrowie i dlatego bardziej Mnie kochają, przyjmują Mnie za swego ojca – i czyż nie jest to połączenie między niebem a ziemią?
4 maja 1992 r.
z księgi „Słowo ukazuje się w ciele”
Zalecenie: Rozdział 33
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz